Zastanawiałem się jakiś czas, czy zabierać głos w sprawie konfliktu w sejmie, protestów w Warszawie, które są kolejną odsłoną sporu między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską. Ciężko wytrwać spokojnie, obserwując telewizyjne obrazki.
Szczerze do końca
sam nie wiem, czemu mają służyć słowa, które do Was kieruję. Uspokojeniu,
nabraniu dystansu, może własnej refleksji, co można zrobić samemu, aby takich
jazgotów po prostu uniknąć. Po kolei jednak. Oglądając w sobotę relacje
telewizyjne z piątkowo-sobotnich wydarzeń w stolicy miałem wrażenie, jakbym żył
w dwóch różnych światach, chociaż te same 140 kilometrów
dzielą mnie od tej samej Warszawy. Polsat i TVN grzmiały – atak na wolne media,
demokracja zagrożona, wolność zagrożona i chyba wszystko inne co rusza się
tylko nad Wisłą i Odrą. Wprost jedna wielka atmosfera nadciągającej katastrofy.
Pół godziny później włączam Wiadomości TVP. Tu co słyszę – nieudana próba
destabilizacji państwa, opozycja parlamentarna zagraża legalnie wybranej i
jedynie słusznej władzy, awanturnicy atakują razem z UB-ekami walczącymi o swe
emerytury, ale władza się nie da i pokaże im wszystkim, gdzie nie tylko raki
zimują. Matko… Kanału, gdzie cokolwiek byłoby przedstawione obiektywnie z tych
samych wydarzeń, próżno szukać. Nie jestem tzw. dziennikarzem sejmowym, więc w
gruncie rzeczy nie wiem, czy przy Wiejskiej wolność słowa jest zagrożona, czy
moi koledzy po fachu faktycznie mają mocno utrudnioną pracę, czy chodzi tylko o
„kwestie porządkowe”. Nie przebywam tam, więc trudno mi wyrobić sobie swoje
zdanie. Rzetelnie nikt mnie o tym nie poinformuje, sedna problemu nie wyjaśni.
Po co, w końcu żadna byłaby to sensacja. Tu na ulicy gość sam się kładzie, by
robić z siebie ofiarę policyjnych represji, tam znowuż w sejmowym korytarzu w
parterze znajduje się poseł Marek Suski z PiS. Terror i warcholstwo kontra
twarda, nieprzejednana władza, znakomicie rozczytująca intencje opozycji. Coś w
sam raz dla zagranicznych mediów.
Czy dla mnie też?
Nie wiem. Idą święta, na prowincji buduje się drogi, jeśli gminy czy powiaty
coś skorzystają z rządowego skarbca, trochę mroźno, ale przyjemnie, można wyjść
na spacer, pobiegać, z dzieckiem się pobawić, z żoną ustalić budżet domowy na
2017 rok, bez potrzeby powoływania jakichś komisji. Nie wiem, czy zajmować się
tym całym jazgotem i co on w gruncie rzeczy przyniesie dla mnie i rodziny.
Najprościej byłoby powiedzieć „sami siebie jesteście warci”, ale chyba w
zaistniałej sytuacji jest to zbyt proste.
Platforma,
Nowoczesna i reszta opozycji o moje dziennikarskie prawa nie walczą, nawet,
jeśli byłyby one zagrożone. Biją się, ale o swoje interesy, skorzystają bowiem
z każdej okazji, aby dokopać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kwestie dziennikarskie w
sejmie to dla tego obozu jedynie pretekst do „ruszenia tłumów”. Nie byliby to
prawdziwi politycy, gdyby nie podpinali się pod nastroje społeczne. Tak samo
robiło PiS, gdy było w opozycji. To, że u władzy jest partia Kaczyńskiego, to
jak najlepsza zasługa właśnie PO, która przez osiem lat rządziła w błogostanie,
aż w ogóle rozmijać zaczęła się z codziennymi problemami ludzi, nie była w
stanie niczego przełomowego zaoferować dla milionów Polaków, tak, aby czuli
oni, że ich codzienność poprawia się, albo przynajmniej stabilizuje. Prawo i
Sprawiedliwość, gdy wreszcie po władze sięgnęło, także straciło kontakt z
ziemią. Kwestie światopoglądowe, religijne, polityka historyczna nie spowodują,
że mi w garnku przybędzie czegokolwiek. Kraj był dotąd „liberalno-lewacki”, zrobimy
z niego „katolicko-narodową ostoję”. Róbcie, tylko ja na własnej skórze poprawy
nie odczuwam. Tak jak nie odczuwałem wcześniej. Dziwię się więc rodakom, że
przystępują do nie swojej wojenki i wymierzają sobie ciosy i kopniaki na
portalach społecznościowych i gdzie się jeszcze da. Macie prawo popierać kogo
chcecie, ale ludzie, na miłość boską – wciągacie się w gierkę, w której jedni i
drudzy mają swoje interesy, porachunki, a wy jesteście w tym na szarym końcu.
Sorry Winnetou, ja nie posłużę za mięso armatnie ani jednym, ani drugim. Kawał
sukinkota ze mnie nie?
Jako społeczeństwo
śpimy, dlatego w sejmie dochodzi do takich obrazków a nie innych. Śpimy, bo nie
naciskamy wybranych przez siebie posłów, senatorów do tego, by zmieniali,
regulowali prawo w takim kierunku, by rozwijała się gospodarka. Śpimy, bo nie
egzekwujemy od nich sprawozdań, czym się przy Wiejskiej zajmują. Machamy ręką,
twierdząc, że i tak nie mamy na to wpływu. Posłowie raz na jakiś czas zwołają
„w terenie” jakieś konferencje, powygłaszają frazesy, złożą obietnice i na tym
się kończy. Nie liczmy na tę opozycję, że cokolwiek dla nas ugra, ani na
władzę, że tak sumiennie stoi na straży tego wszystkiego co polskie. Czas
odrzeć się ze złudzeń, że przyświeca im cokolwiek innego niż tylko polityczne
cele, zależne od tego, czy w danym momencie sprawuje się rządy, czy zasila
rzeszę oponentów. Może czas przyszedł, ale na odrodzenie się jakichś ruchów
obywatelskich, skierowanych na konkretne projekty – udoskonalanie prawa, jego
egzekwowanie, co wpłynie na to, jak będzie nam się codziennie żyć. Odnoszę
wrażenie, iż nazbyt wiele swoich spraw uzależniamy od władz – da 500 na
dziecko, podniesie renty, zapewni leki darmowe. Nie wysilamy się, niech
rządzący dysponują naszymi pieniędzmi, duszami, lepiej się im nie narażać, bo
mi będą problemy robili. Raz na jakiś czas wrzucimy kartkę do urny, nawet nie
dowierzając chyba do końca, że ten czy tamten poprawią naszą codzienność. Nie
śpijmy jednak, zacznijmy odwiedzać „swoich wybrańców” w ich biurach, dopytywać
czym się zajmują w naszym imieniu, czyńmy to do skutku. Występujmy o codzienne
sprawy, które nas dotyczą – przejezdna droga, zdrowie dziecka, bezpieczna
szkoła, sprawnie działający sąd i wiele innych. Nie bierzmy udziału w nie
swoich wojenkach, ani nie podniecajmy się, kto komu tam w Warszawie bardziej
dokopał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz