wtorek, 23 sierpnia 2016

Gdzie jest ta Legia? Właśnie, gdzie...

- Gdzie my kurwa jesteśmy?! - grzmiał kilka tygodni temu, po jednym z nieudanych ligowych meczów Arkadiusz Malarz, bramkarz Legii Warszawa. - Kto będzie pamiętał, w jakim stylu awansowaliśmy? - wczoraj po sławetnym remisie z Irlandczykami zdobył się z kolei na taką odkrywczą myśl. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.  Gdy się przekracza bramy piłkarskiego raju, widocznie i charakter człowieka łagodnieje.

Może się narażę kilku moim znajomym, zagorzałym legionistom, ale coś mnie tak korci, żeby środowe wydarzenia ze stadionu Pepsi Arena ocenić po swojemu. Zacznę od końca. Aplauz jaki wywołała bramka Michała Kucharczyka na 1:1 był godny podziwu. W końcu mistrz Polski uratował remis w ostatniej minucie z amatorami (podobno amatorami) z zielonej wyspy. Lepszy zawsze zwycięski remis niż... zwycięska porażka. Kasa za awans do elitarnego grona przecież nie śmierdzi. Cieszmy się więc! W strefie wywiadów pojawia niedługo potem Jacek Kurski, prezes Telewizji Polskiej i polityk PiS. Jego podwładny przeprowadza z nim wywiad. Kurski oznajmiając, że mecze w Lidze Mistrzów będą transmitowane przez publiczną (narodową? już sam nie wiem) telewizję. Aż promieniał z emocji. - To był horror! - rzucił do swego dziennikarza. Ech panie prezesie, pośle - horror to był 20 lat w Kopenhadze, gdy Widzew Broendby gola na 2:3 i to dawało mu awans, ale trzeba było grać jeszcze pięć minut, gdy Tomasz Zimoch wykrzyczał legendarny apel do sędziego-Turka. Emocje to były 21 lat temu w potyczkach Legii z Blackburn czy Rosenborgiem Trondheim w Warszawie. Człowiek żył tym wszystkim, bo i piłkarze z Warszawy czy Łodzi o to się starali. Jeśli prezes-poseł nazywa horrorem ratowanie remisu z Irlandczykami, to szczerzę gratuluję, naprawdę. Cóż, jakie czasy, takie emocje. Może to ja się jednak postarzałem i nie umiem cieszyć z sukcesu?


Kibicuję Legii jak i każdemu innemu polskiemu zespołowi, choć na polską ekstraklasę patrzę z dystansem. Choćby z tego powodu, że przez dwie dekady żaden do Ligi Mistrzów nie awansował. Gdy to już się stało, styl był taki, że zęby bolały. Jan Tomaszewski w studiu TVP mówi, że sukcesem będzie dla Legii każdy punkt zdobyty w fazie grupowej. Nie wiem, jak to oceniać. Minimalizm, realizm. Trochę to wygląda tak - grunt, że dostaliśmy się do raju, tam już możemy nawet zjeść resztki, które z suto zastawionego stołu rzucą nam bogacze. Każda złapana w ten sposób kość będzie na wagę złota!

Kibicuję Legii, ale życzyłbym sobie, by wzięła się do roboty w najbliższych tygodniach, żeby nie stać się pośmiechowiskiem piłkarskiej Europy. Mam wrażenie, że niektórym gol Kucharczyka zaślepił prawdziwy obraz sytuacji...
PIOTR STAŃCZAK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz